top of page
Search

Lush, hit czy kit?!

  • kosmetopedia
  • Sep 6, 2016
  • 2 min read

LUSH....... yummy, yummy on my tummy............

(rozmarzyłam się pisząc pierwszy wyraz mojego wpisu i prawie zapomniałam, że mam pisać dalej)

LUSH, cieszy oczy i stymuluje zmysły.

Ciężko się powstrzymać przed pochłonięciem w całości.

Za każdym razem jak znajduję się w okolicy bezwstydnej kusicielki zanurzam nos w otchłń tej nieziemskiej przyjemności. Nawet nie muszę wchodzić do środka, afrodyzjaki unoszą się w powietrzu na długie kilometry i jak po nitce do kłębka prowadzą spragnionych pyszności, wygłodniałych wędrowców do jaskini rozpusty...

LUSH wie jak zrobić nam dobrze....... a my zamiast uruchomić zdrową dawkę sceptycyzmu wyostrzamy zmysły aby pochłonąć następny soczysty „kęsik”, który Lush podrzuca nam pod nos.

Czy sam fakt tak intensywnie wydobywającego się ze sklepu (czasem nawet agresywnie) zapachu nie zastanawia?

Przychodzą mi na myśl dwa rozwiązania: albo ilość zapachów w produktach sięga sufitu, albo za kulisami przedstawienia stoi mały Chińczyk i go rozpyla. Patrząc na składy i ilość występujących alergenów na liście składników, skłaniałabym się ku pierwszemu rozwiązaniu. Czy to ma jakieś znaczenie?? TAK! Złota zasada:

Im więcej zapachu, tym więcej alergenów!

I co dalej?

Pozwoliłam sobie bezczelnie pogrzebać w składach produktów Lush i wcale nie jestem zaskoczona. Nic mnie już w dzisiejszym świecie biznesu nie zdziwi. Firma kreuje się na super-naturalnego producenta: swieże, vegge, fairtrade, etyczne, prawdziwe, nie testowane na zwierzętach,.....swieże, świeże, tak świeże, że można by było je zjeść.

Niestety na najwyższej półce składziku, tam gdzie wzrok z trudem sięga, Lush przechowuje „podgnite” warzywka. Swoim imagem i hasłami wprowadza w błąd. „Fresh” i „Handmade” kojarzy nam się z czymś jadalnym, bezpiecznym i w pełni naturalnym, jednak pod przykrywką garnka wesoło bulgocze pseudo-naturalna potrawka, a na jej wierzchu gromadzą się szumowiny.

Jako doświadczony formulator kosmetyków wspomnę, że dość trudno jest stworzyć 100% naturalny kosmetyk, taki który będzie przede wszystkim łagodny dla skóry, funkcjonalny, bez dodatków i stabilny fizyko-chemicznie. Z przykrością stwierdzam, że Lush do tej grupy nie należy. Obok swieżo wyciskanych i egzotycznych soków natury posiłkuje się „pustymi kaloriami” surowców, które ani nie posiadają najlepszej opini ani przyjaznego „stosunku” skóry. Ważne, że są tanie i dzięki nim formulacje pięknie wyglądają, pachną, trzymają się w przysłowiowej „kupie” i robią swoje.

Podkreślę, że bardzo podoba mi się pomysł Lush i jest sporo na prawdę fajnych produktów w ich ofercie, ale ze względu na te niejednostkowe anty-perełki, ich konsumpcja pozostawia raczej gorzki posmak w moich ustach. Poza tym nie bardzo lubię jak mi ktoś próbuje wciskać „kit”.

Aby zobrazować to co mówię oto kilka przykładów składów różnych kategorii produktów z wyszczególnieniem konkretnych składników oraz moim komentarzem.

„Smacznego” czytania.

Nie mam więcej pytań, a Wy jak macie to nie krępujcie się wcale ;)


 
 
 

Comentarios


Powiadom mnie o nowych postach

Gratulacje udało się!

© 2023 by The Beauty Room. Proudly created with Wix.com

bottom of page